"Słowa mogą być jak promienie Roentgena; jeśli używać ich właściwie, przenikną wszystko. Czytasz i słowa cię przeszywają."
Aldous Huxley

czwartek, 4 lutego 2010

Nigdy nie będę pisać bloga. Kropka.

A jednak. Kobieta zmienną jest. Od pewnego czasu nie mogę zatrzymać w sobie słów. Nie swoich właśnie. Nad swoimi na razie panuję.

Pewnie nie jestem w tym uczuciu osamotniona. Pewnie każdy czasem coś czyta, dla relaksu, rozwalony w fotelu albo rozciągnięty na kanapie, może to być powieść, wiersz, a może felieton. Każdy czasem czegoś słucha smarując kanapki dżemem albo udając, że się uczy albo tak po prostu- leżąc w wannie w kontemplacyjnym nastroju. Czasem brniemy przez tekst z pewnym wysiłkiem, może nawet bólem, a czasem fruniemy wzrokiem ponad literami łapczywie chłonąc treść. Czasem słuchając nie zdajemy sobie sprawy, że płyta leci już szósty raz, muzyka płynie gdzieś obok nas, poza nami, a czasem siedzimy głęboko poruszeni lub zatrzymujemy się w biegu, mimo woli, pod wpływem mocy wydobywającej się z głośników.

Są takie słowa, które chwytają za ramiona i mocno potrząsają. Nie wiadomo właściwie dlaczego. Nie o to nawet chodzi, że płynie z nich jakaś mądrość, nie zawsze są to słowa ze znanej nam wszystkim kategorii "cytatów i aforyzmów". Czasem uderza ich szczególna trafność sytuacyjna lub inteligentny humor. Czasem to będzie wyjątkowo gładki dialog, rozkosznie cięta riposta, lekka jak motyl metafora lub opis będący niczym zwierciadło, w którym ujrzeć można świat z niezwykłą dokładnością i realizmem. Czasem tylko uśmiecham się do czarnych znaczków literek, jakieś ciepło o niewiadomym pochodzeniu rozlewa mi się w płucach. Czasem odczuwam lekkie ukucie w okolicach lewego boku: "ach czemu ja nie potrafię ubrać swych myśli tak pięknie i tak kompletnie!" Czasem szerzej otwieram oczy, chwytam za ołówek i łapczywie podkreślam, linijka po linijce, jakbym miała tym ołówkiem wyryć je sobie po wewnętrznjej stronie czaszki. Efekt jest chyba tylko taki, że te słowa, pozbierane, kulawe, na wpół zapomniane, nagromadzone, a jednak już niemożliwe do powtórzenia siedzą we mnie i chcą się wyrwać. To jeszcze nie morze, nawet nie jezioro, powiedzmy- duża kałuża. Za każdym razem, gdy siedzę sobie spokojnie z książką w ręku, nieświadoma zagrożenia, kolejne SŁOWA, na które trafiam dołączają do poprzednich, wpadają do mnie z chlupotem, na wzburzonej tafli podnosi się fala, a ja mam ochotę otworzyć okno i krzyknąc: ludzie! słuchajcie jakie to trafne, jakie to świetne, czy ktoś z was lepiej by to ujął?

Język, słowa, zdania- są "skrzydłami umysłu". Każdy z nas dusi się swoimi myślami, dusi się tą niezmierzoną, nieodkrytą, niewyjaśnioną przestrzenią, którą ma w sobie. Słowa są latarką, z którą przechadzamy się po własnym wnętrzu. Słowa pozwalają nam zrozumieć nie tylko innych, ale też siebie. Dużo, dużo słów jest nam potrzebnych. Mowa jest transkryptem ludzkiej duszy, mniej lub bardziej dokładnym.

Niech nie zginą te słowa, które napadły na mnie z paluchem wycelowanym w sam środek sedna.

1 komentarz:

  1. oh man!
    po pierwsze- jak ja to znam- nigdy nie bede blogowac, to takie ekhibicjonistyczne, a tu masz babo placek a jednak :) rozumiem jak najbardziej !
    po drugie- niesamowite pisanie!! tak trzymac, swietnie sie czyta, swietne slownictwo (ktore ja juz zapominam, z racji malego dostepu do literatury rodzimej) wiec dzieki ze moge przy Twoich postach sie na nowo edukowac ;)
    Gosia, margaretcompl@blogspot.com

    OdpowiedzUsuń