"Słowa mogą być jak promienie Roentgena; jeśli używać ich właściwie, przenikną wszystko. Czytasz i słowa cię przeszywają."
Aldous Huxley

niedziela, 21 lutego 2010

Czekając na wyrok.

Pamiętam jak moja kuzynka dostała na piąte urodziny ogromny worek najróżniejszych, kolorowych gum do żucia. Co to był za prezent! Mimo, że minęło już prawie 15 lat, do dziś wspominam ten zachwyt na twarzy, te okrzyki radości, to wielkie poruszenie. Później przez kilka dni wszyscy non stop żuliśmy gumy od rana do wieczora. Przed obiadem, po obiedzie, nieważne, wszystko było dozwolone.

Jedną z "dziwacznych" metod wychowawczych mojego wujka był zakaz żucia gum do czasu osiągnięcia pewnego określonego wieku- pięciu lat właśnie. Oprócz oczywistych względów bezpieczeństwa (zakrztuszenia, uduszenia i te sprawy) chodziło o jeszcze pare rzeczy (jak domniemuję). Ten mądry człowiek starał się (i nadal się stara) nauczyć swoje dzieci zasad i nawyków, które są do życia niezbędne. Nie tylko do dobrego życia, ale do życia w ogóle. W tym wypadku najwięcej chodziło o cierpliwość.

W dzisiejszym świecie cierpliwość to u każdego z nas towar deficytowy. Półgodzinne stanie w kolejce na poczcie wywołuje spazmy, wszelkie przelewy, opłaty i operacje bankowe- już tylko przez internet. Każdy dom jest wyposażony w masę urządzeń, które mają zaoszczędzić nasz cenny czas i przyspieszyć wszystkie możliwe procesy. Dziś wszystko musimy mieć natychmiast: towar, informację, drugiego człowieka... Nie umiemy czekać. Co w dobie krótkich wiadomości tekstowych można porównać z tygodniami czekania na list od ukochanej osoby? Coraz łagodniej obchodzi się z nami los wydłużając nam życie z każdą dekadą postępu technologicznego oraz upraszczając i ułatwiając wszelkie możliwe czynności, dzięki czemu wydawać by się mogło, że w jednym życiu możemy pomieścić kilka niegdysiejszych. A jednak my, tak niewdzięczni, dostając palec, chcemy całą rękę i stajemy się jeszcze bardziej niecierpliwi i łapczywi starając się rozciągnąć dany nam czas do granic niemożliwości. Mimo tego, że tak naprawdę większość z nas nie wie co znaczy czekać, z grymasem oburzenia na twarzy przyjmujemy lekcje cierpliwości, jakie funduje nam życie.

I ja z wielkim niezadowoleniem i poczuciem niesprawiedliwości przyjęłam moją dwutygodniową lekcję cierpliwości, która właśnie dobiega końca. Czekam na ten koniec tak jakbym już nigdy na nic miała nie czekać. Jakże się mylę!

Żeby nie pozwolić moim myślom zwariować i nie dopuścić, aby spuszczona ze smyczy wyobraźnia krzykliwością i pięknem swoich barw narobiła nieodwracalych szkód znacznie bledszej i wątlejszej rzeczywistości, która ma dopiero nadjeść i nadejdzie napewno, mogłam szukać ratunku tylko w jednym- w ucieczce do świata, gdzie nie ja jestem główną bohaterką i narratorem zarazem, świata dzięki któremu można choć przez chwilę skoncentrować się na innej niż moja historii. Przed wyjazdem na ferie (na moje słodkie wygnanie, na moją gwarną wyspę, do mego równoległego, bezpieczniejszego świata) wpadłam do księgarni i spędziłam tam godzinę szukając pomocy na czekający mnie trudny czas. Znalazłam "Cztery życia wierzby" Shan Sa.

W tej niewielkiej książce odkryłam piękną historię o wielkiej cierpliwości właśnie. Cierpliwości i miłości. Umieć czekać całe życie, całą wieczność nie przestając uśmiechać się do słońca. Umieć kochać wiernie, mimo odrzucenia i samotności.
"Lata rozstania nie osłabiły jej uczuć. Żyje wspomnieniami, jest szczęśliwa, że otaczają ją przedmioty, które do niego należały. (...) Duszą i ciałem oddana jednemu mężczyźnie, uważa się za jego cień. Na dworze stałaby się jego niewolnicą, jego zabawką. Tu w górach może go naprawdę kochać i być przez niego kochaną. (...) Będzie oczekiwać jego powrotu, jeśli tak ma być, nawet do końca swych dni."


"Nasz świat podobny jest do starego zwierciadła- rzekł szaman.- Z jednej strony zdobione płaskorzeźbą, to życie; po drugiej, gładkiej stronie jest śmierć. Kiedy bogowie podają nam gładką stronę lustra, ogarnia nas strach. Dlatego że widzimy wtedy własne odbicie. Życie duszy jest długim cyklem inkarnacji. W czasie jednego istnienia kilka razy umieramy. Czy obserwowałeś węża, który zrzuca skórę? Jeśli chcemy rosnąć, musimy pozwolić bogom odzierać nas ze skóry.
- Co mam robić?- pytał dalej Chunyi. Nie mógł zrozumieć sensu tych wyjaśnień. (...)
-Życie jest wieczne, a rozstanie przemijające. Przeznaczenie jest wartką rzeką, pozwól się porwać, a staniesz nad oceanem.- Patrzył na młodego człowieka ojcowskim wzrokiem, jego głos zmienił się w szept:
-Ukochana istota jest perłą, która leży w głębi ciemnych wód. Jeśli toniesz, wiedz, że po to, by wyłowić ów klejnot."

Shan Sa "Cztery życia wierzby"


"Zdejmując z półki pierwszą z brzegu książkę i biorąc się niechętnie do czytania, wybieramy czasem coś więcej niż tylko rozrywkę na jeden wieczór..."

  • "..ładniutkie dziewczyny zawsze zakochują się nie w tym w kim trzeba."
  • "Kiedy chodzi o miłość, pytanie 'dlaczego' jest bezsensowne."
  • "Zacznę się denerwować o jedenastej- postanowiła.- Nie wcześniej."
  • "Składamy czasami pewne obietnice, ale dotrzymujemy zupełnie innych."
  • "To tak jakbym zostawiła na nim swój podpis, i teraz, cokolwiek się zdarzy, będę za to odpowiedzialna."
  • "Czasami nie zdajesz sobie sprawy, że jesteś nieszczęśliwa, póki inni ci o tym nie powiedzą."
  • "-Piłam, bo tylko tym mogłam wypełnić wewnętrzną pustkę. Wyobraź sobie człowieka, którego pytają przed operacją: chce pan z narkozą czy bez? Co byś wybrała?- Narkozę.- Ja też wybrałam narkozę."
  • "Nasza wyobraźnia odzwierciedla rzeczywistość w takim samym stopniu jak rzeczywistość- wyobraźnię."
  • "Ale największą tajemnicą jest to, że nie ma nowych tejemnic. Kiedy chodzi o stosunki w rodzinie, trójkąty miłosne i tajniki ludzkiej psychiki- możecie być pewni: wszystkie sekrety zostały już w swoim czasie ujawnione."
 Anna Małyszewa "Miłość zimniejsza od śmierci"

"Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób."

Lew Tołstoj "Anna Karenina"

niedziela, 7 lutego 2010

...

Dziś jest jakiś obłędny dzień. Spać nie mogę, czytać nie mogę, uczyć się, rzecz jasna, nie mogę. Mam serce w kawałkach, rozbite jak szklany bibelot, który nierozsądnie postawiłam na najwyższej półce chwiejnego regału. Wystarczyło, że ktoś zajęty swoimi sprawami, nieuważnie, a może po prostu bezmyślnie szturchnął mebel albo oparł się łokciem zagapiony w telewizor. Szklane serce zachwiało się ostrzegawczo, a wobec braku czyjejkolwiek reakcji, skoczyło w dół w samobójczym,desperackim geście. A teraz jego ostre fragmenty wbijają się w moje płuca przy każdym głębszym oddechu.

Chyba z powodu tego bólu, dopadł mnie nastrój bardzo melancholijny. Wzięłam do ręki dawno zapomniane zeszyty, pełne smutnych historii, ociekające po prostu najróżniejszymi emocjami, przeżyciami, wydarzeniami z mojej własnej przeszłości. Lubię je od czasu do czasu przelądać: po kilku latach, czasem nawet już po kilku miesiącach czyta się tę dziwną opowieść już nie jak własną, ale kogoś bardzo dobrze znanego, bliskiego, a jednak odrębnego. Kogoś o duszy pokrewnej, ale nie do końca zrozumiałej. Jakby najlepszego przyjaciela, którego bóle przeżywamy razem z nim, rozumiemy na tyle dobrze na ile da się rozumieć drugiego człowieka.

I tak zakopana w słowach z przeszłości, odkryłam mój ulubiony cytat z Irvinga ("Regulamin tłoczni win").

"Najtrudniej pogodzić się z tym, że z upływem czasu ludzie, którzy tak wiele kiedyś dla nas znaczyli, wyłaniają się z mroków zapomnienia ujęci w cudzysłów."

Tyle razy zastanawiałam się co to oznacza "ujęci w cudzysłów". Już nie ci sami? Już nie przyznajemy się do nazw, które tym ludziom kiedyś nadaliśmy? Nie przyznajemy się do własnych słów? Umiejszamy ich rolę? Przypisujemy je komuś innemu? Albo chociaż jakiemuś dawnemu "ja"? Niezwykłe jak człowiek sam dla siebie jest nieprzewidywalny. Nie panuje nad własną wolnością, ta wolność go przerasta i czyni nieprzewidywalnym dla samego siebie (Myśliwski).

czwartek, 4 lutego 2010

"Franny i Zooey" J.D. Salinger

Z wypiekami na twarzy czytałam rozmowę Franny i Lane'a podczas lunchu w restuaracji Sicklera. To właściwie, nie była rozmowa, oni się  p o r o z u m i e w a l i,  co nie znaczy, że się rozumieli. Pisząc "porozumiewali" mam na myśli wielopoziomowość ich dialogu. Ileż znaczeń może mieć zdanie zjesz swoją oliwkę czy nie? ! Tutaj wartość słów nie wyczerpuje się na ich literalnym znaczeniu, które jest tylko nakładką na prawdziwą treść rozmowy;)

  • Oderwał zwrok od futra i zaczął wpatrywać się w nóżkę kieliszka, z miną zatroskaną i niejsanym poczuciem, że jest ofiarą jakiegoś spisku. (...) Ale w tej samej chwili spojrzał na salę i spostrzegł znajomego, kolegę ze swego roku, przechodzącego w towarzystwie dziewczyny. Lane wyprostował się, poprawił na krześle i zmienił zaniepokojony i niezadowolony wyraz twarzy na minę człowieka, którego przyjaciółka po prostu wyszła do toalety, jak się to często zdarza w podobnych okolicznościach, i zostawiła go samego, tak że nie ma na razie do roboty nic innego, jak palić papierosa i nudzić się, ale nudzić w sposób interesujący.
  • Dlaczego ty się nie żenisz?(...)
  • Za bardzo lubię podróżować koleją. Człowiek żonaty nigdy już nie może dla siebie zajmować najlepszego miejsca tuż przy oknie.

Nigdy nie będę pisać bloga. Kropka.

A jednak. Kobieta zmienną jest. Od pewnego czasu nie mogę zatrzymać w sobie słów. Nie swoich właśnie. Nad swoimi na razie panuję.

Pewnie nie jestem w tym uczuciu osamotniona. Pewnie każdy czasem coś czyta, dla relaksu, rozwalony w fotelu albo rozciągnięty na kanapie, może to być powieść, wiersz, a może felieton. Każdy czasem czegoś słucha smarując kanapki dżemem albo udając, że się uczy albo tak po prostu- leżąc w wannie w kontemplacyjnym nastroju. Czasem brniemy przez tekst z pewnym wysiłkiem, może nawet bólem, a czasem fruniemy wzrokiem ponad literami łapczywie chłonąc treść. Czasem słuchając nie zdajemy sobie sprawy, że płyta leci już szósty raz, muzyka płynie gdzieś obok nas, poza nami, a czasem siedzimy głęboko poruszeni lub zatrzymujemy się w biegu, mimo woli, pod wpływem mocy wydobywającej się z głośników.

Są takie słowa, które chwytają za ramiona i mocno potrząsają. Nie wiadomo właściwie dlaczego. Nie o to nawet chodzi, że płynie z nich jakaś mądrość, nie zawsze są to słowa ze znanej nam wszystkim kategorii "cytatów i aforyzmów". Czasem uderza ich szczególna trafność sytuacyjna lub inteligentny humor. Czasem to będzie wyjątkowo gładki dialog, rozkosznie cięta riposta, lekka jak motyl metafora lub opis będący niczym zwierciadło, w którym ujrzeć można świat z niezwykłą dokładnością i realizmem. Czasem tylko uśmiecham się do czarnych znaczków literek, jakieś ciepło o niewiadomym pochodzeniu rozlewa mi się w płucach. Czasem odczuwam lekkie ukucie w okolicach lewego boku: "ach czemu ja nie potrafię ubrać swych myśli tak pięknie i tak kompletnie!" Czasem szerzej otwieram oczy, chwytam za ołówek i łapczywie podkreślam, linijka po linijce, jakbym miała tym ołówkiem wyryć je sobie po wewnętrznjej stronie czaszki. Efekt jest chyba tylko taki, że te słowa, pozbierane, kulawe, na wpół zapomniane, nagromadzone, a jednak już niemożliwe do powtórzenia siedzą we mnie i chcą się wyrwać. To jeszcze nie morze, nawet nie jezioro, powiedzmy- duża kałuża. Za każdym razem, gdy siedzę sobie spokojnie z książką w ręku, nieświadoma zagrożenia, kolejne SŁOWA, na które trafiam dołączają do poprzednich, wpadają do mnie z chlupotem, na wzburzonej tafli podnosi się fala, a ja mam ochotę otworzyć okno i krzyknąc: ludzie! słuchajcie jakie to trafne, jakie to świetne, czy ktoś z was lepiej by to ujął?

Język, słowa, zdania- są "skrzydłami umysłu". Każdy z nas dusi się swoimi myślami, dusi się tą niezmierzoną, nieodkrytą, niewyjaśnioną przestrzenią, którą ma w sobie. Słowa są latarką, z którą przechadzamy się po własnym wnętrzu. Słowa pozwalają nam zrozumieć nie tylko innych, ale też siebie. Dużo, dużo słów jest nam potrzebnych. Mowa jest transkryptem ludzkiej duszy, mniej lub bardziej dokładnym.

Niech nie zginą te słowa, które napadły na mnie z paluchem wycelowanym w sam środek sedna.