Kobiety mojego pokolenia zalane są falą zniewieściałych mężczyzn. Tak, tak, tak. Wystarczy się rozejrzeć.
Wsiadłam wczoraj do autobusu opancerzona jedynie częściowo- zabrałam ze sobą książkę, ale zapomniałam słuchawek... Moje poranne roztargnienie kosztowało mnie taki oto widok: chudy chłopiec, lat +20, spodnie rurki lekko opuszczone na chudych pośladkach, trampki w kratę, włosy proste, przydługie, z przedziałkiem z boku, romantycznie opadające na czoło. Być może udałoby mi się go nie zauważyć (Kapuściński bardzo wciąga), gdyby nie brak tych nieszczęsnych słuchawek.
-No, czeeeeść Monika! A co ty tutaj robisz?
Słysząc jego wysoki, lekko nosowy głos mimowolnie podniosłam wzrok. Nieznajomy osobnik w kilku zgrabnych podskokach przemieścił się spod drzwi na tyły autobusu, po czym usadowił się wygodnie vis a vis mnie (czyt. z wdziękiem godnym damy założył nogę na nogę- stopa obciągnięta w pozycji point, łydki równolegle- i lekko pochylił się do przodu- plecy, rzecz jasna, proste) i piszcząc z zachwytu obdarzył siedzącą przed nim Monikę buziakiem w policzek.
- Nooo jak tam, co tam u ciebie? Noooo, opoowiadaj!
Zanim pogrążyłam się w zadumie nad tym, niestety nie mogę powiedzieć: "nietypowym", zjawiskiem, utkwiłam jeszcze na chwilę wzrok w jego twarzy: podbródku wsuniętym do przodu w geście zasłuchania, przemiłym, chłopięcym uśmiechu i zasłaniającej oko zawadiackiej grzywce, którą musiał co jakiś czas odgarniać znad czoła zgrabnym ruchem swojej delikatnej dłoni. I... poczułam jak rosną mi wąsy...
Cała scena trwała bardzo krótko. Jako dziewczyna z dobrego domu, a więc porządnie wychowana, postanowiłam nie gapić się w nieskończoność. Spuściłam wzrok na czarne literki skaczące po moich kolanach, ale już do końca podrózy nie dane mi było wrócić do lektury. W głowie kołatało mi się pewne kluczowe pytanie umieszczone tam na stałe, ale na codzień uśpione, pytanie niebezpieczne, nurtujące i złowrogie- pytanie o to, czym właściwie jest MĘSKOŚĆ...
Uwielbiam się mądrzyć, snuć teorie i filozofować. Trudno się więc nie domyślić, że i w tej kwestii mam swoją koncepcję, swoją wielką odpowiedź na wielkie pytanie. Ja, Malwina M., "domorosły psycholog", odpowiadam więc tak:
Męskość to materiał, z którego zbudowana jest dusza. Męskość jest elementem struktury kości, jest jednym z włókien tworzących barwę głosu. Męskość jest we krwi, w mózgu i w trzewiach. Męskość to siła uścisku dłoni i głębia spojrzenia. Męskość jest pieśnią pochwalną na cześć kobiecości. Jest charakterem i sposobem bycia. Jest. Albo jej nie ma.
Męskość nie może być nachalna i agresywna, ani krzykliwa i arogancka. Taka "męskość" to tylko atrapa, twardy gorset podrzymujący wątłe ciało...
Nie może też kończyć się na samym słowie "mężczyzna", na samych fizjologicznych oczywistościach, które są ostatnim bastionem na drodze do rozróżnienia płci.
Tymczasem ostatnio wszystko sprowadza się właśnie do tego, że mężczyźni wymachują swoją męskością niczym sienkiewiczowski sarmata szabelką albo chroniąc się w bezpiecznym ciepełku swego kobiecego "ja" udają, że za całą męskość wystarczy im to, co chowają w spodniach.
O byciu Kobietą nie decyduje nawet najbardziej zmysłowa kiecka, makijaż i czerwone paznokcie. Ochocze i wdzięczne pląsanie wśród talerzy i garnków, ilość posiadanych dzieci czy temperatura w sypialni również nie będą tutaj kryterium. I chyba wszyscy się z tym zgadzamy, że kobiecość to taki "piąty element", szczypta tajemniczej przyprawy, która stanowi o smaku potrawy.
Dlaczego z męskością miałoby być inaczej?
Tekst w temacie. Oto i on:
"UR so gay" Katy Perry
"UR so gay" Katy Perry
I hope you hang yourself with your H&M scarf
While jacking off listening to mozart
You bitch and moan about LA
Wishing you were in the rain reading Hemingway
You don’t eat meat
And drive electrical cars
You’re so indie rock it’s almost an art
You need SPF 45 just to stay alive
(CHORUS)
You’re so gay and you don’t even like boys
No you don’t even like
No you don’t even like
No you don’t even like boys
You’re so gay and you don’t even like boys
No you don’t even like
No you don’t even like
No you don’t even like…
You’re so sad maybe you should buy a happy meal
You’re so skinny you should really Super Size the deal
Secretly you’re so amused
That nobody understands you
I’m so mean cause I cannot get you outta your head
I’m so angry cause you’d rather MySpace instead
I can’t believe I fell in love with someone that wears more make up than...
(CHORUS)
You’re so gay and you don’t even like boys
No you don’t even like
No you don’t even like
No you don’t even like boys
You’re so gay and you don’t even like boys
No you don’t even like
No you don’t even like
No you don’t even like…
(BRIDGE)
You walk around like you’re oh so debonair
You pull em' down and there’s really nothing there
I wish you would just be real with me
(CHORUS)
You’re so gay and you don’t even like boys
No you don’t even like
No you don’t even like
No you don’t even like boys
You’re so gay and you don’t even like boys
No you don’t even like
No you don’t even like
Oh no no no no no no-------
You’re so gay and you don’t even like boys
No you don’t even like
No you don’t even like
No you don’t even like boys
You’re so gay and you don’t even like boys
No you don’t even like
No you don’t even like
No you don’t even like… PENIS!
While jacking off listening to mozart
You bitch and moan about LA
Wishing you were in the rain reading Hemingway
You don’t eat meat
And drive electrical cars
You’re so indie rock it’s almost an art
You need SPF 45 just to stay alive
(CHORUS)
You’re so gay and you don’t even like boys
No you don’t even like
No you don’t even like
No you don’t even like boys
You’re so gay and you don’t even like boys
No you don’t even like
No you don’t even like
No you don’t even like…
You’re so sad maybe you should buy a happy meal
You’re so skinny you should really Super Size the deal
Secretly you’re so amused
That nobody understands you
I’m so mean cause I cannot get you outta your head
I’m so angry cause you’d rather MySpace instead
I can’t believe I fell in love with someone that wears more make up than...
(CHORUS)
You’re so gay and you don’t even like boys
No you don’t even like
No you don’t even like
No you don’t even like boys
You’re so gay and you don’t even like boys
No you don’t even like
No you don’t even like
No you don’t even like…
(BRIDGE)
You walk around like you’re oh so debonair
You pull em' down and there’s really nothing there
I wish you would just be real with me
(CHORUS)
You’re so gay and you don’t even like boys
No you don’t even like
No you don’t even like
No you don’t even like boys
You’re so gay and you don’t even like boys
No you don’t even like
No you don’t even like
Oh no no no no no no-------
You’re so gay and you don’t even like boys
No you don’t even like
No you don’t even like
No you don’t even like boys
You’re so gay and you don’t even like boys
No you don’t even like
No you don’t even like
No you don’t even like… PENIS!
Bez dalszego komentarza. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz