Pierwszą moją reakcją było niedowierzanie. Co takiego? Cała ludzkość grzeszy, a Syn Boży płaci za to swoim życiem? Próbowałem sobie wyobrazić ojca, jak mówi do mnie: "Piscine, lew wślizgnął się do zagrody lam i zabił dwie sztuki. Inny zabił wczoraj garnę. W zeszłym tygodniu dwa lwy zjadły wielbłąda. Tydzień wcześniej- kilka bocianów i czapli. I kto zaręczy, że nie pożarły naszego aguti? Tego dłużej nie można tolerować. Należy coś zrobić. Pomyślałem, że jedynym sposobem, by lwy mogły odpokutować swoje grzechy, jest rzucenie im ciebie na pożarcie."
"Tak jest, tato, to słuszna i logiczna decyzja. Muszę się tylko umyć."
"Alleluja, synu."
"Alleluja, ojcze."
(...)
(...)
Ale boskość nie mogła być zniszczona przez śmierć. Nigdy. Dusza świata nie może umrzeć, nawet w swej najmniejszej cząstce. Było błędem tego chrześcijańskiego Boga, że pozwolił umrzeć swojemu awatarowi. To tak, jakby pozwoliło się obumrzeć części samego siebie. Bo jeśli już Syn Boży ma umrzeć, to nie może być w tym lipy. (...) Śmierć Syna musiała być prawdziwa. (...) Groza musi być prawdziwa. Dlaczego Bóg miałby chcieć czegoś takiego dla siebie?(...)
Z miłości. Tak brzmiała odpowiedź księdza Martina.
(...)
Ten Syn jest bogiem, który chodził pieszo, bogiem piechurem- i to w gorącym klimacie- bogiem, który kroczył po ziemi tak jak każdy człowiek, uważając, żeby nie zawadzić sandałem o kamienie na drodze. A kiedy już pozwolił sobie na ekstrawagancję jazdy, dosiadał zwykłego osła. Ten Syn jest bogiem, który umarł w ciągu trzech godzin, wśród jęków, westchnień i lamentów. Cóż to za bóg? Co w tym Synu Bożym ma nas natchnąć?
Miłość, powiedział ksiądz Martin.
(...)
-Proszę księdza- zawołałem zdyszany- chciałbym zostać chrześcijaninem.
Uśmiechnął się.
-Już nim jesteś, Piscine- w swoim sercu. Każdy, kto spotyka się z Chrystusem w dobrej wierze, jest chrześcijaninem.(...)
Wszedłem do kościoła, tym razem bez lęku, bo od teraz był to także i mój dom. Potem zbiegłem ze wzgórza po lewej stronie i popędziłem na to po prawej- żeby podzękować Krisznie za to, że pozwolił mi spotkać na mojej drodze Jezusa z Nazaretu, którego człowieczeństwo tak mnie zafascynowało.
"Kiedy usłyszała po raz pierwszy słowa Hare Kriszna, sądziła, że chodzi o Hairless Christians, bezwłosych chrześcijan, i odtąd zawsze to tak kojarzyła. Poprawiając ją kiedyś, zauważyłem przy okazji, że w gruncie rzeczy tak bardzo się nie myli, że hindusi, ze swoją wszechogarniającą miłością są właściwie bezwłosymi chrześcijanami, podobnie jak muzułmanie, widzący wszędzie i we wszystkim Boga, są brodatymi hindusami, a chrześcijanie, ze swoim oddaniem Bogu- muzułmanami, tyle że bez turbanów."
"Kiedy usłyszała po raz pierwszy słowa Hare Kriszna, sądziła, że chodzi o Hairless Christians, bezwłosych chrześcijan, i odtąd zawsze to tak kojarzyła. Poprawiając ją kiedyś, zauważyłem przy okazji, że w gruncie rzeczy tak bardzo się nie myli, że hindusi, ze swoją wszechogarniającą miłością są właściwie bezwłosymi chrześcijanami, podobnie jak muzułmanie, widzący wszędzie i we wszystkim Boga, są brodatymi hindusami, a chrześcijanie, ze swoim oddaniem Bogu- muzułmanami, tyle że bez turbanów."
Yann Martel "Życie Pi"