-Ucz się dziecko i pamiętaj- tu Babcia nuci- "не нaдa так cилнo влюбляться, не нaдa так cилнo любить..."
-Oj tam, oj tam, Babciu.
poniedziałek, 3 maja 2010
"Ale tak już jest na świecie, że kobiecie płacz przychodzi z pomocą, kiedy rozum przestaje pojmować."
Znów mam na tapecie Wiesława Myśliwskiego. Jest w jego powieściach coś takiego, co bardzo pasuje do drewnianych zacienionych ganków, do bujanych, skrzypiących foteli, do bielizny powiewającej na sznurach, do ogrodów, do psów, do zapachu pieczonego chleba, do dziadka o trzęsących się dłoniach. Otwierasz książkę i wchłaniają cię proste, zwyczajne słowa, słowa, które opisują świat bardzo pokornie- bez buntu, bez pretensji, bez wyrzutów. Masz wrażenie, że z każdej strony jego książki uśmiechają się do Ciebie ludzie pogodzeni z Bogiem, żyjący w zgodzie z naturą, bez oporu poddający się silnym prądom dziejów.
Kiedy czytam Myśliwskiego ogarnia mnie spokój. Oddalam się powoli od szklanych miast, warczących ulic i rozmazanych obrazów pędzących chodnikami ludzi. Odpływam bez żalu ze świata zamaskowanych twarzy, głośnych kawiarni i kolorowych ekranów. Jest jakaś niewymowna ulga w przeświadczeniu, że świat, mimo wszystko, stoi na podłożu znacznie trwalszym niż elekroniczny mózg naszej globalnej, wszechwiedzącej społeczności. Miło jest pomyśleć, że otaczająca nas krzykliwa, skomplikowana codzienność jest jak mgła, w której zanurzamy się cali, ale wystarczy zejść trochę niżej, położyć się na wilgotnej trawie i objąć rękami brudną ziemię, aby przekonać się co jest prawdziwe i trwałe.
Czytam i ogarnia mnie przekonanie, że śmieszni jesteśmy wszyscy, tak zajadle walczący z przeznaczeniem, z Bogiem, z historią, z naturą. Myślę sobie, że chyba nie warto się tak szarpać i w tym szaleńczym wyścigu po świetlaną przyszłość, po swoje miejsce na ziemi trzeba znaleźć swój tor i swoje własne tempo. Nie pakować się komuś na plecy, bo możemy skończyć nie tam gdzie chcemy, nie wskakiwać na konia, bo w galopie, patrząc ze strachem przed siebie, nie będziemy zdolni rozejrzeć się na boki.
Wczoraj po raz kolejny wylądowałam w domu rodzinnym, w swoim dzieciecym łóżku złożona ciężką chorobą duszy. Znowu przekrzyczało mnie miasto, sama siebie przekrzyczałam. Potrzebna była chwila ciszy przerywana tylko miarowym tykaniem zegara, które koi, ale jednocześnie nie pozwala zapomnieć, że życia nie da się "zapauzować". Uspokoiłam się, serce przestało walić, demony spotulniały. Wracam skąd przybyłam i mogę zaczynać od nowa.
Jestem więc gotowa. Nie trzeba się bać.
Jestem więc gotowa. Nie trzeba się bać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)